Karin
spojrzała na stojącego przed nią opancerzonego „wilkołaka” by
po chwili wiedzieć że to nie będzie łatwy pojedynek. Jakież było
zdziwienie Kurosaki gdy przeciwnik niemal niezauważony wykonał
atak. Ogromne wilcze pazury, gdyby nie reakcja prawie w ostatnim
momencie rozdarły by świętą zbroje na strzępy, a tak pozostawiły
solidne szramy. Po tym Czarnowłosa już wiedziała ze w tym
przypadku nie ma co się bawić w uprzejmości typu opóźnianie
Shikai. Teraz co najwyżej mogła się zastanawiać po które
uwolnienie sięgać. Mimo że już w masce, z nieuwolnionymi mieczami
była cały czas w defensywie. Mimo świadomości mocy tego „Espady”
dziewczyna postanowiła go przetestować:
-
Kaika! Riri no ryū-hime – spokojnym głosem wyszeptała łącząc
ze sobą miecze rękojeściami .
-
O! Zaczyna się robić ciekawiej! - dociął Basquiesta
Zataczając
młyńce swoim quan-dao Karin napierała na arrancara, przez swoją
formę to starcie bardziej przypominało balet niż walkę. Uniki i
zwody przeciwnika coraz bardziej irytowały młodą porucznik.
Zdenerwowana odskoczyła by zaatakować z dystansu, odwróciła broń
wachlarzem w stronę przeciwnika i wykonując wymach wykrzyczała :
Rozezu no Akuma!
Wilkołak
widząc nadlatujące kwiaty strącił je za pomocą cero, po
wykonaniu tego zaczął szydzić: - Naprawdę jesteś porucznikiem
dzieciaku? Twoje Cosmo może i jest na poziomie złotego rycerza ale
Reiatsu.... żenada. Ha ha ha ha ha!!!
Po
tej docince, Kurosaki przypomniała sobie że skoro jest porucznikiem
to w realnym świecie obowiązuje ją ogranicznik Gentei. Wyciągnęła
swój komunikator wrzuciła linię awaryjną i po usłyszeniu w
słuchawce dyżurnego dokonała meldunku: - Zgłasza się porucznik
Kurosaki, proszę o autoryzację zwolnienia ograniczenia. W
odpowiedzi usłyszała rozpoczynam procedurę!
Po
usłyszeniu od Toshiro że kretyni z 12-tego mają na wszystko i
zawsze czas postanowiła sobie dopomóc drugim shikai. Gdy długie
ostrza zalśniły na jej nadgarstkach mściciel się nieźle zdziwił.
-
Czy to jest twoje Bankai, kruszynko? - zapytał drwiącym tonem
Basquiesta
-
Nie, to TYLKO drugie shikai, potężniejsze niż pierwsze ale i tak
do Bankai mi jeszcze daleko. - złośliwie, choć wyczerpująco
wtrąciła czarnowłosa. - zirytowana przytykami ze strony arrancara
skrzyżowała ostrza, wymierzyła w przeciwnika i wykrzyknęła:
Hiyashinsu no same! - słynne w całym Seireitei krwiożercze
hiacynty posypały się na przeciwnika Karin.
Pamiętając
efekt z Kurotsuchim myślała że z irytującego pustego pędzie
mokra plama, jakież było jej zdziwienie gdy ten tylko lekko
zadrapany z kpiącym grymasem na swojej wilczej mordzie zapytał: Czy
to wszystko na co cię stać? Po czym ruszył do wściekłego ataku.
Jego ataki gdy serwował je połączone z sonido wzmocnionym o
prędkość której nie powstydziłby się złoty rycerz stawały się
śmiercionośnym gradem, czego efektem było przyozdobienie świętej
zbroi sporą kolekcją uszkodzeń, których do tej pory nieraz nie
otrzymywano w ciągu całej wojny.
Poturbowana
Kurosaki, zdenerwowana opieszałością w podejmowaniu decyzji przez
funkcjonariuszy centrum monitoringu w 12-ce wrzeszczała do mikrofonu
komunikatora: Akon ty zakuty łbie, ja tu mam Arrancara, ESPADĘ!!!
Jeśli zaraz nie będę mogła zrzucić tej pieprzonej pieczęci to
będzie niezły bigos!
-
Czego ty chcesz tego protokołu nie używaliśmy od wieków, musisz
nam dać jeszcze z 5 minut – usłyszała w słuchawce
No
pięknie, muszę go przetrzymać te pięć minut bo inaczej się
chyba nie da, wykonując uniki przed szaleńczymi atakami użyła
pierwszego bakudo jakie jej przyszło do głowy:
Bakudo
#79: Kuyō
Shibari. Gdy pieczęć unieruchomiła wilkołaka odsunęła się na
odległość która pozwoliła jej na bezpieczne skorzystanie z cero,
przyjęła swoją charakterystyczną pozę i skupiając energię
potrzebną do tego ataku zawołała: Cero del dragon imperial!
Złoty
smok z szkarłatnymi przebłyskami mknął w stronę espady. Głośny
wybuch i wielka chmura pyłu. Po chwili, gdy kurz opadł, dziewczynie
oczy mało nie wyszły z orbit: poza uszkodzeniami pancerza i kilkoma
mało istotnymi rankami nic się temu espadzie nie stało. Gdy tylko
ten się otrzepał z kurzu pozwolił sobie na mało wybredny
komentarz: - No ładnie Gotei chyba schodzi na psy skoro takie
dzieciuchy posyłają na misje w realnym świecie. Od tamtych
patałachów słyszałem że skopałaś im czterem dupska i to sama
jedna, co jest z tobą nie tak? - pytał zirytowany Basquiesta.
W
tym samym momencie usłyszała w słuchawce dźwięk automatu
mówiący: - Autoryzacja przyznana. Można zwolnić blokadę.
-
Pytałeś dlaczego nie mogę dać sobie sama rady z tobą skoro sama
pokonałam czterech twoich znajomych, no to się zaraz przekonasz –
powiedziała to z chytrym uśmieszkiem na twarzy, po czym wykrzyknęła
z wyraźnie słyszalną żądzą mordu: Gentei Kaijo! Zwolnienie
blokady!
Absurdalnie
wielka ilość reiatsu wylała się z dziewczyny rozganiając chmury
w promieniu kilku kilometrów. Dotychczas naśmiewający się z
dziewczyny Arrancar najpierw zaniemówił, by następnie zacząć się
psychopatycznie śmiać, w sposób który przypominał wycie wilka.
-
Niesamowite! Cudowne! - mściciel rozpływał się w psychopatycznej
ekstazie – nareszcie będzie można zacząć walczyć na poważnie.
Podczas tej rozgrzewki zaczynało mi się nudzić...
Nie zdążył
nawet dokończyć monologu, gdy Karin stojąc 2m od niego wyszeptała:
Hado #90: Kurohitsugi!
Po
rozpłynięciu się rozsławionej przez Aizena czarnej trumny espada
wyglądał jak dziewięć nieszczęść, ale nie był przestraszony
lub coś podobnego. Co to to nie! On był wściekły jak diabli.
Splunął krwią, przy okazji wypluwając kilka zębów, po czym
skupiając kulę fioletowej energii między rękoma zawył i
wykrzyknął: - Zkoro tak chcesz się bawić, to ja sprawię że nie
będzie ci już do śmiechu! Resurrecction: segunda etapa – Lobo de
Ragnarok! - zniknął w rozbłysku fioletowego światła. Gdy światło
przestało ją ślepić Kurosaki zauważyła że teraz jej
przeciwnikiem jest wilk wielkości kilkupiętrowego budynku, nie miał
już na sobie pancerza, a rany zadane przez zaklęcie zniknęły.
Czarnowłosa z przerażeniem przełknęła ślinę.
-
Desgarramiento de dioses!* - zawarczał olbrzymi wilk, jego kły i
przednie pazury wydłużyły się znacznie i jarzyły się
granatowym światłem. Ruszył z gwałtownym atakiem na
przeciwniczkę.
Karin
nie chcąc tanio sprzedać skóry skrzyżowała na piersiach swoje
ostrza skupiła w nich całą pozostałą energię powodując
pojawienie się na nich pędów orchidei i z okrzykiem: Ryuketsu
okiddo! - ruszyła na Arrancara.
Po
zderzeniu ataków porucznik dziesiątego była w opłakanym stanie,
zbroja – martwa (tak święte zbroje „żyją”) aby dało się
coś z nią zrobić Kiki będzie miał niezły problem, stwierdzenie
że była ranna to jedno wielkie niedopowiedzenie. Przeciwnik
dziewczyny też nie obszedł się bez szwanku, jednak i tak był w
znacznie lepszym stanie od niej. Nim Karin straciła przytomność od
ran, zdążyła usłyszeć tylko: Bankai! Daiguren Hyiorinmaru!
C.D.N
Super! :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wychodzi ci opis sytuacji :) Oby tak dalej :3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
http://slughorn.blog.pl
Super opis :)! Porażki, zwłaszcza po serii zwycięstw nie są niczym fajnym :/. Biedni bohaterowie...
OdpowiedzUsuńŻyjące zbroje, mocna rzecz.
Pozdrawiam, Eleonora.
http://corkimerlina-dramione.blogspot.com/