poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział XX - Pierwsza porażka



Karin spojrzała na stojącego przed nią opancerzonego „wilkołaka” by po chwili wiedzieć że to nie będzie łatwy pojedynek. Jakież było zdziwienie Kurosaki gdy przeciwnik niemal niezauważony wykonał atak. Ogromne wilcze pazury, gdyby nie reakcja prawie w ostatnim momencie rozdarły by świętą zbroje na strzępy, a tak pozostawiły solidne szramy. Po tym Czarnowłosa już wiedziała ze w tym przypadku nie ma co się bawić w uprzejmości typu opóźnianie Shikai. Teraz co najwyżej mogła się zastanawiać po które uwolnienie sięgać. Mimo że już w masce, z nieuwolnionymi mieczami była cały czas w defensywie. Mimo świadomości mocy tego „Espady” dziewczyna postanowiła go przetestować:
- Kaika! Riri no ryū-hime – spokojnym głosem wyszeptała łącząc ze sobą miecze rękojeściami .
- O! Zaczyna się robić ciekawiej! - dociął Basquiesta
Zataczając młyńce swoim quan-dao Karin napierała na arrancara, przez swoją formę to starcie bardziej przypominało balet niż walkę. Uniki i zwody przeciwnika coraz bardziej irytowały młodą porucznik. Zdenerwowana odskoczyła by zaatakować z dystansu, odwróciła broń wachlarzem w stronę przeciwnika i wykonując wymach wykrzyczała : Rozezu no Akuma!
Wilkołak widząc nadlatujące kwiaty strącił je za pomocą cero, po wykonaniu tego zaczął szydzić: - Naprawdę jesteś porucznikiem dzieciaku? Twoje Cosmo może i jest na poziomie złotego rycerza ale Reiatsu.... żenada. Ha ha ha ha ha!!!
Po tej docince, Kurosaki przypomniała sobie że skoro jest porucznikiem to w realnym świecie obowiązuje ją ogranicznik Gentei. Wyciągnęła swój komunikator wrzuciła linię awaryjną i po usłyszeniu w słuchawce dyżurnego dokonała meldunku: - Zgłasza się porucznik Kurosaki, proszę o autoryzację zwolnienia ograniczenia. W odpowiedzi usłyszała rozpoczynam procedurę!
Po usłyszeniu od Toshiro że kretyni z 12-tego mają na wszystko i zawsze czas postanowiła sobie dopomóc drugim shikai. Gdy długie ostrza zalśniły na jej nadgarstkach mściciel się nieźle zdziwił.
- Czy to jest twoje Bankai, kruszynko? - zapytał drwiącym tonem Basquiesta
- Nie, to TYLKO drugie shikai, potężniejsze niż pierwsze ale i tak do Bankai mi jeszcze daleko. - złośliwie, choć wyczerpująco wtrąciła czarnowłosa. - zirytowana przytykami ze strony arrancara skrzyżowała ostrza, wymierzyła w przeciwnika i wykrzyknęła: Hiyashinsu no same! - słynne w całym Seireitei krwiożercze hiacynty posypały się na przeciwnika Karin.
Pamiętając efekt z Kurotsuchim myślała że z irytującego pustego pędzie mokra plama, jakież było jej zdziwienie gdy ten tylko lekko zadrapany z kpiącym grymasem na swojej wilczej mordzie zapytał: Czy to wszystko na co cię stać? Po czym ruszył do wściekłego ataku. Jego ataki gdy serwował je połączone z sonido wzmocnionym o prędkość której nie powstydziłby się złoty rycerz stawały się śmiercionośnym gradem, czego efektem było przyozdobienie świętej zbroi sporą kolekcją uszkodzeń, których do tej pory nieraz nie otrzymywano w ciągu całej wojny.
Poturbowana Kurosaki, zdenerwowana opieszałością w podejmowaniu decyzji przez funkcjonariuszy centrum monitoringu w 12-ce wrzeszczała do mikrofonu komunikatora: Akon ty zakuty łbie, ja tu mam Arrancara, ESPADĘ!!! Jeśli zaraz nie będę mogła zrzucić tej pieprzonej pieczęci to będzie niezły bigos!
- Czego ty chcesz tego protokołu nie używaliśmy od wieków, musisz nam dać jeszcze z 5 minut – usłyszała w słuchawce
No pięknie, muszę go przetrzymać te pięć minut bo inaczej się chyba nie da, wykonując uniki przed szaleńczymi atakami użyła pierwszego bakudo jakie jej przyszło do głowy:
Bakudo #79: Kuyō Shibari. Gdy pieczęć unieruchomiła wilkołaka odsunęła się na odległość która pozwoliła jej na bezpieczne skorzystanie z cero, przyjęła swoją charakterystyczną pozę i skupiając energię potrzebną do tego ataku zawołała: Cero del dragon imperial!
Złoty smok z szkarłatnymi przebłyskami mknął w stronę espady. Głośny wybuch i wielka chmura pyłu. Po chwili, gdy kurz opadł, dziewczynie oczy mało nie wyszły z orbit: poza uszkodzeniami pancerza i kilkoma mało istotnymi rankami nic się temu espadzie nie stało. Gdy tylko ten się otrzepał z kurzu pozwolił sobie na mało wybredny komentarz: - No ładnie Gotei chyba schodzi na psy skoro takie dzieciuchy posyłają na misje w realnym świecie. Od tamtych patałachów słyszałem że skopałaś im czterem dupska i to sama jedna, co jest z tobą nie tak? - pytał zirytowany Basquiesta.
W tym samym momencie usłyszała w słuchawce dźwięk automatu mówiący: - Autoryzacja przyznana. Można zwolnić blokadę.
- Pytałeś dlaczego nie mogę dać sobie sama rady z tobą skoro sama pokonałam czterech twoich znajomych, no to się zaraz przekonasz – powiedziała to z chytrym uśmieszkiem na twarzy, po czym wykrzyknęła z wyraźnie słyszalną żądzą mordu: Gentei Kaijo! Zwolnienie blokady!
Absurdalnie wielka ilość reiatsu wylała się z dziewczyny rozganiając chmury w promieniu kilku kilometrów. Dotychczas naśmiewający się z dziewczyny Arrancar najpierw zaniemówił, by następnie zacząć się psychopatycznie śmiać, w sposób który przypominał wycie wilka.
- Niesamowite! Cudowne! - mściciel rozpływał się w psychopatycznej ekstazie – nareszcie będzie można zacząć walczyć na poważnie. Podczas tej rozgrzewki zaczynało mi się nudzić...
Nie zdążył nawet dokończyć monologu, gdy Karin stojąc 2m od niego wyszeptała: Hado #90: Kurohitsugi!
Po rozpłynięciu się rozsławionej przez Aizena czarnej trumny espada wyglądał jak dziewięć nieszczęść, ale nie był przestraszony lub coś podobnego. Co to to nie! On był wściekły jak diabli. Splunął krwią, przy okazji wypluwając kilka zębów, po czym skupiając kulę fioletowej energii między rękoma zawył i wykrzyknął: - Zkoro tak chcesz się bawić, to ja sprawię że nie będzie ci już do śmiechu! Resurrecction: segunda etapa – Lobo de Ragnarok! - zniknął w rozbłysku fioletowego światła. Gdy światło przestało ją ślepić Kurosaki zauważyła że teraz jej przeciwnikiem jest wilk wielkości kilkupiętrowego budynku, nie miał już na sobie pancerza, a rany zadane przez zaklęcie zniknęły. Czarnowłosa z przerażeniem przełknęła ślinę.
- Desgarramiento de dioses!* - zawarczał olbrzymi wilk, jego kły i przednie pazury wydłużyły się znacznie i jarzyły się granatowym światłem. Ruszył z gwałtownym atakiem na przeciwniczkę.
Karin nie chcąc tanio sprzedać skóry skrzyżowała na piersiach swoje ostrza skupiła w nich całą pozostałą energię powodując pojawienie się na nich pędów orchidei i z okrzykiem: Ryuketsu okiddo! - ruszyła na Arrancara.
Po zderzeniu ataków porucznik dziesiątego była w opłakanym stanie, zbroja – martwa (tak święte zbroje „żyją”) aby dało się coś z nią zrobić Kiki będzie miał niezły problem, stwierdzenie że była ranna to jedno wielkie niedopowiedzenie. Przeciwnik dziewczyny też nie obszedł się bez szwanku, jednak i tak był w znacznie lepszym stanie od niej. Nim Karin straciła przytomność od ran, zdążyła usłyszeć tylko: Bankai! Daiguren Hyiorinmaru!


C.D.N



3 komentarze:

  1. Świetnie wychodzi ci opis sytuacji :) Oby tak dalej :3
    Czekam na kolejny!

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opis :)! Porażki, zwłaszcza po serii zwycięstw nie są niczym fajnym :/. Biedni bohaterowie...
    Żyjące zbroje, mocna rzecz.
    Pozdrawiam, Eleonora.
    http://corkimerlina-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń